Ja mam zgoła inne podejście do tematu. Dobrze uprawiało się pod buraki bezorkowo jak nie trzeba było siać tych durnych poplonów. 2013-2014 rok, trzykrotne gruberowanie. Pierwsze na 10 cm zaraz po żniwach, drugie jakoś koło 20 września na 20 cm i trzeci raz październik/listopad na 25-30 cm bez wału po uprzednim rozsiewie PK.
Ładnie się przy tym kasowało samosiewy i inne chwasty w sposób czysto mechaniczny.
Jak weszły poplony to już jest tak sobie. Jeszcze jak jest sucho to w miarę OK, ale jak mokro to trzeba się gimnastykować, czekać aż obeschnie itd...
U mnie w tym roku pod buraki tak to wygląda. Początkiem sierpnia siew międzyplonu bezpośrednio Rapidem w ściernisko. Po 8 tygodniach glifosat - w tym roku dobra decyzja, bo mokro. W zeszłą sobotę rozsiałem PK.
Nie pada już jakieś 2 tygodnie, wczoraj wjeżdżam Mandamem i zonk, nie idzie, jest kit, talerze nie dają rady, zalepia się, wszystko staje.
Całe szczęście, że glifosat upalił poplon i masy zrobiło się bardzo mało.
Jutro Frost 13 łap 2,6 m najpłycej jak się da, czyli jakieś 10 cm. Po kilku dniach, jak obeschnie, mam nadzieję, że mi w to nie napada, drugi przejazd Frosta na 20-25 cm i zostaje do wiosny.
I teraz tak się zastanawiam?
Jakbym zaorał zamknąłbym się w jednym przejeździe w tym momencie.
Tak muszę kombinować i 2 razy gruberować.
Dzięki bezorce zyskuję mulcz i równiejsze pole. Po orce trudniej wyrównać byłoby pole wiosną - no i brak mulczu. Takie za i przeciw.
Bo o tyle o ile jest sucho jak uprawiamy bezorkowo pod rzepak czy pszenicę to maszyny do bezorki mają duże wydajności i idzie szybko. A dlaczego uprawiamy bezorkowo? Żeby mieć lepsze wschody, dzięki mniejszym stratom i lepszemu zatrzymaniu wody.
A co wtedy gdy wody już mamy za dużo w glebie? Jak jest mokro pojawia się problem, bo trzeba dłużej czekać itd...
Ostatnio edytowany przez Gość w Pt, 25 października 2019, 18:30; edytowany 2 razy